Już sam początek rekolekcji pokazał mi, co w moim przedoazowym myśleniu było błędne -  wszystkie moje dotychczasowe troski zaczynały się i kończyły na jednym słowie: ja. Pan Bóg poruszył moje serce pokazując, że to, czy będę dbał o to, by mieć zawsze przygotowane tematy do spotkań w grupach, bym się regularnie wysypiał, bym poczuł się akceptowany przez innych – to nie jest ważne. Najważniejsze, i najtrudniejsze zarazem, jest otworzyć się na drugiego człowieka i jego problemy, często po wielokroć poważniejsze od moich. Doświadczyłem tego, że oazowy slogan mówiący o „posiadaniu siebie w dawaniu siebie” jest konkretną dewizą i sposobem życia. Że największą radością jest bycie z Panem w codzienności, a nie nakręcanie się na przeżycie jakichś wielkich duchowych uniesień. Bożą obecność czułem w uśmiechu drugiej osoby, w momentach kiedy pomagałem innym, ale i kiedy sam byłem zmuszony prosić o pomoc. Realnie odczuwałem, że Pan Bóg uzdrawia moje relacje z innymi ludźmi.

Od dawna już w mojej głowie tkwił mocno fragment z Mądrości Syracha: „Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie!”. Oaza kolejny raz pokazała mi, że służyć to nie znaczy być gotowym wtedy, kiedy ma się na to ochotę, ale być gotowym zawsze. Pokazywali mi to ludzie, z którymi mogłem współprzeżyć rekolekcje, a których postawa otwartości na Pana Boga to pojęcie służby urzeczywistniała.

Za wszystkie dzieła, które powstały podczas oazy lektorskiej, za wszystkich ludzi tam obecnych i posługujących – Chwała Panu!