Nadchodzące wydarzenia

No events

Intencja

Króluj nam Chryste!
W marcu pragniemy modlić się za naszą ojczyznę, aby była zdolna przezwyciężać podziały w dążeniu do wspólnego dobra.
Błogosławionego miesiąca!

Początek

Był rok 2006, kiedy mający w mojej parafii praktyki kleryk zapytał, czy nie chciałabym być komentatorką podczas Triduum. Wow! :) To było coś jak spełnienie marzeń. Przez wiele lat z ciekawością patrzyłam na dziewczynę, która pełniła tę posługę i po cichu marzyłam, żeby ją zastąpić. Wydawało mi się to takie ważne, odpowiedzialne, wymagające. Aż tu niespodziewanie zostałam komentatorką. Z czasem radość, ustąpiła miejsca stresowi, tym bardziej, że jak się okazało, do przeczytania była ogromna liczba komentarzy, bo aż trzydzieści. Drugim problemem był fakt, że nigdy wcześniej nie byłam na Wigilii Paschalnej, więc kompletnie nie miałam pojęcia o przebiegu tej celebracji. Oczywiście nie zostałam zostawiona sama sobie. Kleryk omówił ze mną przebieg liturgii, a podczas nich dyskretnie na mnie zerkał, żebym wyszła w dobrym momencie. Pamiętam, że stres był tak duży, że często nie słyszałam własnego głosu, tylko bicie, a raczej łomotanie serca. Nie obeszło się bez pomyłek, raz wyszłam za wcześnie i musiałam poczekać aż celebrans skończy modlitwę, a wszyscy, miałam takie wrażenie, stali i patrzyli na mnie. 

Co warto dodać, to to, że zachwyciła mnie Wigilia Paschalna. Pewnie to też zasługa scholi i całego zespołu liturgicznego. Efekt był taki, że czekałam kolejny rok, aby znów przeżyć tę Mszę.

 

Kolejny poziom wtajemniczenia

Od września posługę w mojej parafii rozpoczął ówczesny moderator diakonii liturgicznej, ks. Tomasz Sałatka. On również zaproponował mi pełnienie funkcji komentatorki. Razem zaczęliśmy pracę nad komentarzami. Pierwszą rzeczą było ograniczenie ich liczby – trzydzieści komentarzy w trzy dni to zdecydowanie za dużo. Bardzo ważną sprawą okazało się też …. jakby to określić - ogarnąć siebie. Nie było opcji, żeby ksiądz kiwał mi, że czas na komentarz. To ja musiałam wiedzieć, kiedy wyjść. Kolejną rzeczą, jakiej się nauczyłam, to fakt, że celebrans, czy akcja liturgiczna nie czeka na komentatorkę. Nie ma miejsca na oczekiwanie, aż wstanie, przyjdzie i zacznie czytać. Liturgia ma swój rytm i nawet jeśli są w niej momenty ciszy, czy oczekiwania, to nie jest to czekanie na komentarz. Muszę przyznać, że wymagało to ode mnie dużego skupienia na liturgii, jej przebiegu. Pewnie było stresujące i wymagające, ale z czasem zaczęłam czuć się coraz pewniej w nowej roli, można powiedzieć, że nawet jak ryba w wodzie i, jak się okazało, jeszcze „kilka Triduum” było przede mną. Swoją drogą, bardzo lubiłam te momenty, kiedy kościół trwał w ciszy, a ja cicho, na palcach, podchodziłam do pulpitu i zaczynałam czytać; wprowadzać wiernych w to, co za chwilę miało się wydarzyć.

 

Następne lata przyniosły kolejną ważną zmian - przygotowywanie własnych tekstów na Triduum. Zaczęłam od zmian tych, które miałam z lat poprzednich. Czasem były to drobne korekty, kosmetycznych, żeby kolejny raz nie czytać tego samego. Później starałam się pisać nowe teksty. Szczególnie zależało mi na komentarzach na początek liturgii (wiem, że Triduum Paschalne to jedna liturgia, chodzi mi o komentarze przed Mszą w Wielki Czwartek, przed Liturgią Wielkopiątkową i przed liturgią światła). W tych tekstach starałam się podzielić swoimi przeżyciami, przemyśleniami na temat tych dni, wydarzeń. Czasem inspirowała mnie książka, czasem rekolekcje, czasem coś innego. Pisanie było dla mnie formą, sposobem przygotowania się do Triduum, ale też refleksją, o którą moim zdaniem trudno w czasie posługi. Wiem, że napisanie komentarzy na całe Triduum to trudne zadanie, ale do wykonania. Moim zdaniem warto spróbować, bo inaczej czyta się tekst napisany przez siebie, a inaczej przez kogoś (inne słowa – czasem jakby nie nasze, inny rytm zdania…).

 

Męska część

Chciałam jeszcze wspomnieć o relacjach z innymi usługującymi. Uważam, że przez te wszystkie lata miałam okazję posługiwać z dobrymi ceremoniarzami. Kilku chłopaków z parafii poznałam na KODALu, inni posługiwali w pozostałych diakoniach, wszyscy byli związani z Oazą. To zawsze była owocna współpraca. Ceremoniarze pamiętali o komentarzach, nie dziwili się, że wychodzę do ich czytania. Jednego roku ceremoniarzem na Wigilii Paschalnej był chłopak z diakonii (spoza naszej parafii). Po Mszy dostałam od niego SMS, którego aktualnie już nie mam. Jednak treść była mniej więcej taka, że dziękuje mi za posługę, za spokój, opanowanie, ale i za kobiecość, którą wniosłam. Minęło kilka lat, a tę wiadomość zapamiętałam. Dobra relacja z ceremoniarzem, spokojna, bez napięć, jest bardzo ważna, bo pozwala się skupić na swoich zadaniach.

Przy okazji pisania tego tekstu zastanawiałam się z Mężem, czy on kiedyś był ceremoniarzem, a ja komentatorką lub precentorką. I nie pamiętamy. Na pewno w 2018 roku ja czytałam komentarze, a On służył przy ołtarzu. Czy takie bliskie relacje pomagają? Chyba tak, bo przecież lepiej się znamy. Ale równie dobrze posługiwało mi się z innymi członkami DDL.

 

W mojej parafii Wigilia Paschalna rozpoczyna się o 22 i trwa (albo trwała) do ok. 1 w nocy. Odbywa się również poranna Msza o 6 rano. Schola śpiewa na Wigilii Paschalnej, a chór rano. Pewnego razu mnie, jako komentatorkę, poproszono, abym posługiwała na obu Eucharystiach. Zgodziłam się. Położyłam się spać ok. 2 i o 5.20-30 musiałam wstawać. Nie jestem pewna, czy nie były to te Święta, w trakcie których wypadała zmiana czasu…. Także … Wstałam, dotarłam do kościoła, przytomna i świadoma, co się dzieje. Spotkałam jednak księdza, który po tak krótkim śnie ledwo widział Mszał, oczy miał spuchnięte. Ja, choć początkowo pełna sił, potrzebowałam snu później w trakcie Niedzieli Zmartwychwstania i stwierdziłam, że nie widzę sensu takiego męczenia siebie. Nie namawiam w tym miejscu do jakiegoś buntu, chcę tylko podkreślić, że warto jest stawiać granice i umieć dbać o siebie.

Nie umiem powiedzieć kiedy, w którym roku, ale w pewnym momencie pojawiło się pragnienie, aby „nauczyć” parafian, że podczas okadzenia celebransa się wstaje. Widziałam, że wszyscy posługujący przy ołtarzu zaczęli wstawać więc postanowiłam, że jako komentatorka też będę tak robić. Siedziałam wtedy w jednej z pierwszych ławek i w odpowiednim momencie zaczęłam wstawać. Przyznam, że wymagało to ode mnie odwagi, bo na początku trudno było się przełamać i wstawać, tym bardziej, że miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą (i pewnie tak było). Prosiłam też moich rodziców, którzy zwykle siedzą w połowie kościoła, żeby wstali razem ze mną, żeby było mi raźniej i żeby pokazać wiernych, że to jest właściwy moment do wstania. Trudno mi powiedzieć, że moja nauka była trwała… ale próbowałam …

W temacie postaw chciałam dodać jeszcze jedną rzecz. Zawsze denerwowało mnie, że wierni stoją podczas procesji z darami. Albo inaczej. Nie potrafiłam zrozumieć, że podczas niedzielnej mszy ludzie siedzą podczas procesji z darami, a kiedy jest uroczystość i procesja jest bardziej rozbudowana to stoją. Widząc taką sytuację, starałam się zaczynać komentarz przed procesją z darami od słowa „usiądźmy” a następnie czekałam, że wierni usiądą. Przyznam, że czułam się niezręcznie, trochę jak zarządca. Ale przeszkadzało mi to, oraz fakt, że niektórzy siedzą, inni stoją, a niektórzy są niezdecydowani. Swoją drogą czy rolą komentatorki nie jest w jakiejś mierze uświadamianie wiernych?

 

Koniec

Ostatni raz byłam komentatorką podczas Triduum w 2018 roku. I to nie na całym, bo podczas Wigilii Paschalnej miał miejsce chrzest naszej córeczki, więc tego dnia zrezygnowałam z funkcji. To była trudna posługa i w pozostałe dni. Mąż służył przy ołtarzu, moi rodzice zajmowali się Zosią, która nie chciała spać, więc często po przeczytanym komentarzu podchodziłam do wózka, nosiłam, chodziłam. Niełatwa sytuacja. Mając w kolejnym roku dwójkę Maluszków nie zdecydowałam się na posługę, a w 2020 roku niewielu z nas było w świątyni podczas Triduum.

 

Zawsze, kiedy wychodziłam po Wigilii Paschalnej z kościoła, po skończonej posłudze, oprócz zmęczenia, senności, czasem głodu i innych podobnych fizjologicznych odczuć, czułam także satysfakcję z dobrze wykonanego zadania. Czasem podchodził ktoś i dziękował za komentarze, mówił, że to było dobre czy ładne. To zawsze okazywało się miłe. Dobrze jest usłyszeć takie słowa (dziś pewnie zostałoby to określone jako feedback). I tego chciałabym życzyć każdemu posługującemu, niezależnie, czy czyta komentarz, czy śpiewa, czy robi coś innego. Tego przeświadczenia, że robimy coś potrzebnego; że robimy to, jak umiemy najlepiej, wkładając w to całe serce.

 

 

Kilka rad (albo całkiem sporo)

Zebrałam w tym miejscu, moje rady, sugestie dla komentatorek. Zapewne można by jeszcze jakieś dać, ale na razie wystarczy tyle. Ich kolejność jest całkiem przypadkowa.

 

Warto czuć się dobrze. To zapewne nic nowego, że pewności siebie możemy sobie dodać np. poprzez strój. Jeżeli więc czujesz się pewnie w czerwonych szpilkach, to posługuj w nich, ale tylko pod warunkiem, że umiesz w nich chodzić i nie stukasz obcasami, tak że wszystkich rozpraszasz. A jeśli w kościele jest zimno i masz się rozchorować lub trząść się z zimna, to ubierz kozaczki i grube skarpety. Ładny wygląd jest ważny, bo pomaga czuć się pewnie, kobieco. W kozaczkach przecież też można wyglądać elegancko. A i pod marynarką zmieści się ciepły sweter, jeśli jest taka potrzeba.

Nie chcę pisać, jaka długość spódnicy jest tą odpowiednią - moim zdaniem zarówno długość przed kolano, jak i za kolano jest właściwa, jednak w odniesieniu do całości. Elegancko, ładnie, no z klasą.

Szczególnie podczas tak ważnych uroczystości jak Triduum Paschalne ważne, aby komentatorka nie zapomniała o makijażu, zadbanych dłoniach, może pomalowanych paznokciach. To wszystko jest zewnętrznym przejawem naszego podejścia do liturgii, podkreśleniem jej wagi i znaczenia. Poza tym, takie elementy dodają pewności siebie. I na ładną dziewczynę, miło się patrzy :D a więc i chętniej się jej słucha, :D

 

Jeżeli wiesz, że ksiądz proboszcz (bo to oni zwykle mają taką przypadłość, i to oni zwykle są głównymi celebransami) lubi długo mówić, to spróbuj go zastąpić. W jaki sposób? W ostatnie komentarze (przed przeniesieniem do ciemnicy/Bożego Grobu) wpleć ogłoszenia/ informacje o czasie adoracji, święceniu pokarmów itd. Dzięki temu, od razu po komentarzu, następuje dalsza część liturgii, bez dłuższych przemówień.

 

Patrz na ludzi. Z doświadczenia wiem, że ludzie chcą słuchać i słuchają komentarzy, szczególnie w czasie większych uroczystości. Naprawdę chcą się dowiedzieć, zrozumieć. Dlatego warto patrzeć na ludzi, żeby mieli poczucie, że mówimy do nich. Nie da się jednak tego zrobić bez znajomości tekstu. Kiedyś ktoś poradził mi, żebym stojąc przed ludźmi, spojrzała na kogoś siedzącego po lewej a później po prawej stronie, to daje poczucie ogarnięcia wszystkich.

Dobra znajoma tekstu pozwala uniknąć pomyłek. Często zdarzało mi się, że w trakcie czytania zmieniałam tekst, (patrzyłam na kartkę, ale w trakcie czytania przekręciłam końcówkę, więc zmieniałam dalszą część zdania, żeby nikt nie zauważył pomyłki).

 

Kiedy zacząć czytać komentarz przed Mszą? To bardzo trudne pytanie. Moim zdaniem określanie 3, 4 czy 5 minut przed Mszą kompletnie się nie sprawdza, ponieważ nie wiemy, co dzieje się po drugiej stronie, czyli w zakrystii. Może zdarzyć się taka sytuacja, że skończymy czytać komentarz, który zakończymy czymś w stylu „zaraz rozpocznie się procesja wejścia”, a tu nic. Procesji nie widać, a w kościele daje się wyczuć rosnące napięcie.

Kilka razy prosiłam, żeby któryś z ministrantów wychylił się z zakrystii, kiedy będą już gotowi. Jest to całkiem niezłe rozwiązanie, ale za każdym razem, gdy drzwi zakrystii się otwierały, ja nerwowo podrywałam się z miejsca. Osobiście najbardziej lubiłam rozwiązanie, kiedy sama wcześniej znajdowałam się w zakrystii. Kiedy wszystko było gotowe, księża ubrani, wychodziłam czytać „komentarz na wejście”. Może to trochę teatralne, tak sobie teraz myślę, że skupiające za bardzo uwagę na mnie, Ja jednak czułam się dobrze w tej sytuacji, a skupienie na sobie uwagi wiernych mobilizowało mnie jeszcze bardziej.

 

Bardzo ułatwiło mi posługę rozpisanie liturgii punkt po punkcie - jak ramowy plan zdarzeń, w którym obok każdego momentu jest napisane, kto wykonuje daną czynność, czyta, śpiewa. Najłatwiej zrobić taki dokument online z możliwością edycji przez ceremoniarza, precentorkę, organistkę/prowadzącą scholę itd. Oczywiście, że najlepiej byłoby się spotkać i ustalić przebieg liturgii osobiście, odpowiednio wcześnie przed Triduum, ale rzeczywistość bywa inna. Często do domu przyjeżdżałam w Wielki Czwartek i o spotkaniu nie było mowy.

Taki plan, włożony w teczkę, bardzo mi pomagał i uspokajał, wiedziałam, kto po kim wychodzi czytać, śpiewać, liturgia po prostu biegła do przodu. Pamiętam, jak za pierwszym razem nie miałam takiego planu i tylko w niektórych miejscach miałam zanotowane, że należy wyjść po tych słowach, albo inne podobne uwagi… ech.

 

Zawsze przed rozpoczęciem liturgii sprawdzałam mikrofon, ustawiałam wysokość pulpitu. Jednak zdarzało się, że mikrofon odmówił posłuszeństwa. To było w trakcie komentarza na wejście. Widziałam zdziwienie wiernych, że przestali mnie słyszeć. W takich sytuacjach trzeba szybko działać, bardzo szybko. Mikrofon był na ambonie i przy scholi, ale nie wiem, czy przy nich można było czytać. Stały na statywie, więc nie dało się ich wziąć do ręki… Podjęłam szybką decyzję. Ambona. Widziałam, że procesja wejścia już stoi w progu kościoła… To pewnie nie było idealne rozwiązanie, pewnie niezgodne z przepisami. Innego rozwiązania na szybko nie znalazłam. Czasem trzeba działać natychmiast.

 

 

W tym miejscu powinno się pojawić zakończenie. Ale nie wiem co jeszcze dodać. Na pewno czuję w sercu wdzięczność za te wszystkie lata, doświadczenia i możliwość posługi. Bardzo chciałabym jeszcze móc posługiwać. Z drugiej strony myślę, że czas na kolejne pokolenie „kodalowiczek”. :D

 

Paulina Kucaba